Witajcie,przepraszam ze dopiero teraz sie odzywam na blogu,ale to z powodu braku czasu. Teraz mamy majówke, a my mamy do konca tego tygodnia jeszcze wolne od pracy :)
A więc tak, sprobuje wam teraz opisac mniej wiecej jak to bylo u nas w czasie wyjazdu;)
17 kwietnia-
Jedna duża walizka (jakoś trzeba ją będzie odebrać na lotnisku docelowym), jedna torba podręczna; zawierająca w 99% rzeczy dziecka. Książeczki, ulubione ciasteczka, chusteczki, pieluchy i ciuchy do przebrania, jakieś medykamenty "na wszelki wypadek", kocyk.... Z rzeczy należących do mnie udaje się wepchnąć tylko pieniądze, paszport,bilety....Torba (głowna)waży, co najmniej 18 kilo(2 kg za duzo), ale na szczęście wydaje się niewielka. Jedno dziecko i jedna matka. Tata tylko w charakterze kierowcy i donosiciela bagażu do odprawy. Docieramy na lotnisko odpowiednio wcześnie. Czekamy w długiej kolejce do odprawy. Pa, pa wielka walizko, pa, pa tato. Stając w kolejce ,zapytuje ludzi stojacych przede mna,czy mogli by mi pomoc odnależć sie w Dublinie. Jest "zgoda" wiec trzymam sie ich jak pchła ogona.
Przy odprawie pare drobnych uwag,na temat naszego bagazu,2kg przedobrzone, mówię że lece z dzieckiem wiec wiekszosc rzeczy dziecka, pani wyrozumiala,.... puściła nas.Uff,oddycham z ulgą. Przed godz.11 zegnam sie z M. Dziwne uczucie w sercu,strach przed podróża. Odprawe przeszlysmy bardzo sprawnie. Denerwujace bylo to,ze ciagle prosili o okazanie dokumentów,a to w jednym okienku,a to w drugim. Przed 11.bylysmy juz z Oliwka w holu dla podroznych. Pelno ludzi,pelno dzieci. Oliwka zaraz poznala sobie nowa kolezaneczke za ktora biegala ,a ja za nią. Na pół godziny przed planowanym odlotem, z popychanym nogą wózkiem i bagażem podręcznym na ramieniu, ładujemy się do bramki, z której odlatujemy do Irlandii! Tu dziecku przysługuje trochę wolności. Z zamkniętego obszaru już mi nie zwieje :)
Godz.10.45 wpuszczają nas do samolotu. Matki z dziecmi wchodza pierwsze. Więc idziemy.Pod schodami samolotu zostawiam wozek. Wchodze na poklad,zajmuje miejsce w samolocie (niestety)przy samym skrzydle.Oliwka zachwycona. Ciagle spogladala sobie w te malutkie okienko i krzyczy "widzialaś,chmurki".Podróż Ok,Najgorsze dla mnie byly tylko te zatkane uszy,z powodu tego cisnienia w gorze. Caly czas dawalam malej cos do jedzenia,tak zeby ochronic ją od tego uczucia. Pierwszy raz czulam turbulencje,masakra,dziwne uczucie, caly samolot sie trząsł a ludzie w nim.Ale za to widoki wynagradzaly to wszystko,i te turbulencje i te zatkane uszy.
Godz.13.30 lądujemy w Dublinie. Lotnisko ogromne. Przychodzi po nas moja szwagierka. Wielka radosc,ze juz jestesmy razem. A co potem,to pewnie sie domyslacie...zwiedzanie Dublina,zakupy i.t.p. ;)
Cale te 10dni spedzilam b.aktywnie,ciagle cos zwiedzalysmy.
Jak wychodzilysmy np.o 11 to wracalysmy dopiero po 19.
Dublin piekne miasto,duzo deptakow,zabytkow ,zajerzastych sklepow i z bardzo tanimi ciuchami,ale i zarazem Dublin miastem brudu,pelno porzucanych petow,puszek,butelek i innym badziewi. Najdziwniejsze jest to,ze tam niektore dzieci w wieku naszych dzieci chodza po ulicach bez butow w samych skarpetkach , albo raz widzialam jak malota wysiadla sobie z autobusu z ręcznikiem na głowie .Niezła :) Takie zachowania to u nich ponoc codziennoś.W ogole dzieci tam sa bardzo porozbierane,o zadnej czapce nie ma mowy,a o rajstopkach zeby tam kupic,to mozna sobie pomarzyc.
Bylam w szoku,jak zobaczylam,ze w kazdym centrum handlowym jest tzw Baby Changing,znaczy sie, miejsce na przebranie dziecka,albo wejscie do zoo za darmo dla dziecka,botanicznego ogrodu i.t.d Nie tak jak u nas, że za wszystko kasują :/
Nakupowalam sporo ubran dla siebie,dla mojego i dla Oliwki.Ceny nie chce wam mowic,ale sa porazajaco niskie,bynajmniej ciuchy. Tak wiec garderoba zaopatrzona.
Bylo ogolnie bardzo fajnie. W zeszla niedziele mialam powrot do Szczecina . Wylot mialam az o 7 godzinie,tak wiec o 4rano byla pobudka.Oliwka nie byla z tego powodu zadowolona.
Balam sie na tym irlandzkim lotnisku,bo jest ogromniaste. W zyciu takiego lotniska nie widzialam.
Ale dalysmy rade. Tylko lot powrotny byl najgorszy,a blizej "lądowanie" .Juz myslalam ze sie rozbijemy. Samolot takiego podmuchu dostal ze zaczal sie strasznie kolyszec ,tylko patrzylam w okienko,czy zachaczymy skrzydlem o plyte lotniska. Uff ale cale szczescie nie,dzieki Bogu. Wszyscy zaczelismy klaskac za szczesliwy powrot. A moj kochany mąż stał na tarasie widokowym i z przerażeniem spoglądał na nasze lądowanie, poczym , przytulił nas bardzo mocno i dał buziaka na przywitanie :)
Jak wychodzilysmy np.o 11 to wracalysmy dopiero po 19.
Dublin piekne miasto,duzo deptakow,zabytkow ,zajerzastych sklepow i z bardzo tanimi ciuchami,ale i zarazem Dublin miastem brudu,pelno porzucanych petow,puszek,butelek i innym badziewi. Najdziwniejsze jest to,ze tam niektore dzieci w wieku naszych dzieci chodza po ulicach bez butow w samych skarpetkach , albo raz widzialam jak malota wysiadla sobie z autobusu z ręcznikiem na głowie .Niezła :) Takie zachowania to u nich ponoc codziennoś.W ogole dzieci tam sa bardzo porozbierane,o zadnej czapce nie ma mowy,a o rajstopkach zeby tam kupic,to mozna sobie pomarzyc.
Bylam w szoku,jak zobaczylam,ze w kazdym centrum handlowym jest tzw Baby Changing,znaczy sie, miejsce na przebranie dziecka,albo wejscie do zoo za darmo dla dziecka,botanicznego ogrodu i.t.d Nie tak jak u nas, że za wszystko kasują :/
Nakupowalam sporo ubran dla siebie,dla mojego i dla Oliwki.Ceny nie chce wam mowic,ale sa porazajaco niskie,bynajmniej ciuchy. Tak wiec garderoba zaopatrzona.
Bylo ogolnie bardzo fajnie. W zeszla niedziele mialam powrot do Szczecina . Wylot mialam az o 7 godzinie,tak wiec o 4rano byla pobudka.Oliwka nie byla z tego powodu zadowolona.
Balam sie na tym irlandzkim lotnisku,bo jest ogromniaste. W zyciu takiego lotniska nie widzialam.
Ale dalysmy rade. Tylko lot powrotny byl najgorszy,a blizej "lądowanie" .Juz myslalam ze sie rozbijemy. Samolot takiego podmuchu dostal ze zaczal sie strasznie kolyszec ,tylko patrzylam w okienko,czy zachaczymy skrzydlem o plyte lotniska. Uff ale cale szczescie nie,dzieki Bogu. Wszyscy zaczelismy klaskac za szczesliwy powrot. A moj kochany mąż stał na tarasie widokowym i z przerażeniem spoglądał na nasze lądowanie, poczym , przytulił nas bardzo mocno i dał buziaka na przywitanie :)
Ogolnie, piekne wakacje,piekne miasto,sympatyczni ludzie az za bardzo...i bardzo uprzejmi,za wszystko przepraszają,piekne zakupy i piekne wspomnienia,ktore zostaly uwiecznione na zdjeciach na które pragnę Was zaprosić o wlasnie tu tutaj , a filmiki, ktore mam dodam na dniach, pozdrawiam bardzoooooooooooooo gorąco, buzka :*
DOPISEK
nie wiem czemu nie mozecie wejsc na moja strone, no nic, podam wam bezposrednio linka do naszych zdjęć
pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz