niedziela, 15 lutego 2009

Zabawa choinkowa.

Witajcie, wczoraj mielismy bal karnawalowy dla dzieci z udzialem Św.Mikolaja. Impreza byla przeznaczona dla dzieci pracownikow z Policji.To byl Oliwki pierwszy taki bal.  Kupilam jej oczywiscie na tę okazje przebranie,ktore sie bardzo sprawdzilo,a na sali ani jedno dziecko takiego nie mialo. Byly konkursy, tance, zabawy no i prezenty. Oliwka dostala caly wor slodyczy. Nie zabrakło również Św. Mikołaja, na którego dzieci czekały z niecierpliwościš. Każdy maluch choć na chwilkę mogł usiąść na miękkich kolanach Mikołaja.Siedziala tez na kolankach Oliwka,co bylam w szoku ze ani troche sie nie zawstydzila tylko dumnie pozowala nam do zdjec.
  
  
  
  
  
  
 A to juz dzisiejszy dzien,normlanie nas zasypalo,mielismy okazje wyprobowac w koncu nasze sanki. Sprawdzily sie bezapelacyjnie,na poczatku chcialam zdjac tę ršczke,ale jakos tak wyszlo ze zostala. No i ršczka gra jak ta lala, w ogole sie nie czuje sie oporu, tak jakby sie wozek pchalo. Naprawde polecam.
Kiedy wyszlysmy na spacer,Oliwka sie uparla ze chce na dwor rowerek, i tak postawila na swoim,ze musialam wziasc. Troche glupio wygladalo ze zamiast pchac dziecko na sankach,to ja pcham rowerek, no ale co sie nie robi dla dziecka. Dopiero potem Oliwce zachcialo sie jazdy na sankach,no i bylo super. Bylysmy w parku,porzucalysmy sie sniezkami,ulepilysmy 3 male balwanki (tate, mame i Oliwkę) a potem zaszlysmy na gorki, z ktorych Oliwka zjedzala sama. Czasami zamiast zjezdzac na sankach,wolala zjezdzac np.na brzuchu,czy pupie,wygladalo  b.komicznie...
pozdrawiam i udanego tygodnia zycze.
  
  
  
  
  


czwartek, 12 lutego 2009

Jazda na łyżwach zakonczyla sie zakwasami.


We wtorek wycišgnelam w koncu swoje zakurzone lyzwy. Wbilam sie w szok,jak zobaczylam ze ich rozmiar to 41. No nie powiem, ze mam Mamuske przyszłosciowa, bo przeciez ona mi je kupila 17 lat temu :) Jeszcze znalazłam w srodku w lyzwach wsadzona gazete z 1994roku. No parsnelam smiechem jak to zobaczylam,a najlepsze bylo,gdy wyciągnęłam "Przyjaciolke" kupioną bagatela za 6000zł.
A wypad na Lodogryf w najlepsze sie udał,pomimo tego sypiacego sniegu jaki nawiedzil nasze miasto. Łyżwy mialam naostrzone jak brzytwa. Idąc tam zastanawialam sie,czy ja przypadkiem nie zapomnialam na nich jezdzic. I okazało sie że nie. Teraz wiem,ze to jest jak z nauka jazdy na rowerze, nigdy sie tego nie zapomina :)
W każdym razie mam takie zakwasy na udach, że  nie mogę się chodzić.Pomocy! Ale warto było,rozruszlam przynajmniej swoje cielsko, ktore przez 8h spoczywa na 4 literach :) pozdrawiam
p.s a tak na marginesie, fajnie ze jutro juz weekend :)     
    

  

niedziela, 8 lutego 2009

Cudem uniknełam czołówki,mgła,odwolany lot,mamy Anioła Stróża.


Jestesmy cala 3 w domku. Lotnisko zostało całkowicie sparaliżowane przez mgłę jak mleko. Odwołali wszystkie loty. Kiedy dojezdzalismy do lotniska,Oliwka strasznie krzyczla w aucie,ze chce wracac do swojego domku. Czula widocznie,ze niedlugo sie pozegnamy.Nawet na lotnisko nie chciala wejsc.No ale dala sie przekonać. Kiedy odprawialismy bagaz, w megafonach mowili ze odwoluja lot do Londynu z powodu mgły.Kiedy to uslyszalam, przez chwile pomyslalam ze i moze nasz lot odwolają. A Oliwka chyba zapomniaala o tym wszystkim i biegała po lotnisku z zadowoloną miną. Przyszla chwila pozegnania.  Oliwka mówi do mnie:
-mama idz do auta,a ja bede  lecieć samolotem"
Pomyslalam sobie,skoro tak mowi,to nie bedzie zle.Jeszcze wychodzšc juz z lotniska,kštem oka na nia spojarzalam,to wygladala na taka zadowolonš,szla sobie za ršczkę w podskokach.
Wychodzšc stanełam sobie na parkingu,zeby zobaczyć czy przez tę mgle widać troche pasa startowego.Nie bylo nic widac, poza kawalkiem asfalata. Odrazu pomsylaam sobie,Boże jak ten samolot zamierza wylądować i leciec spwrotem. No 15min minęło, dzwoni moja komórka:
-"chodż wracaj po małą,bo ryczy za tobą"
Jeszcze w sluchawce uslyszalam ze odwołują lot.Odrazu pobieglam do odprawy,gdzie sie znimi zegnalam. Oliwka wybiegła taka zapłakana,odrazu chwycila mnie za ręke i nie chciala puœcic i powtarzala caly czas,ze ona nie chciala lecieć. Po tych co zobaczylam, wiem jak jest duza milosc do matki. Nie sšdzilam ze aż tak moje dziecko jest za mnš.Myslam,ze chętnie poleci. Ale jednak nie.Teraz wiem,ze bylo to glupi pomysl z tym wszystkim. Prawdopodobnie pieniadze za zakupione bilety nam przepadnš, bo z tego co sie dowiedzialam, przewożnik z przyczyn atmosferyczych pieniazkow nie zwraca,  no chyba ze jest z winy przwoznika. I tak bedziemy sie jednak starali o ich zwrot. Nastepna podroż będzie teraz w trojeczke,calš rodzinš, prawdopodobnie w maju :). Tak wiec nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszło.  Nastepna podroż będzie teraz w trojeczke,calą rodziną.
Spogladam teraz przez okno, jest piekna pogoda,swieci sloneczko i ani s ladu mgły,ktora wczoraj caly dzien sie utrzymywala.
Wiodcznie chyba tak musialo być....nie jest nam dane sie rozlaczać. pozdrawiam

Dopisek: 09.02.09
Mialam tego nie pisac, ale napisze cos o czym nie wspomnialam w notce. Tak jak juz pisalam wczesniej, Oliwka strasznie nam krzyczala w samochodzie ze chce wracac do domu. W ktoryms momencie, jadacy przede mną moj tesc, zaczal wyprzedzac auto jadšce pod gorke. Nie wiem co mnie tknęło, ale ja tez zrobilam manewr wyprzedzania. Mialam szyby cale zamazane,mgla do tego i ta gorka. Bylam na przeciwnym pasie, widzialam ze coraz blizej jest samochod jadšcy z przeciwka. Dalam gaz do dechy a auto jechalo wolno. Powinnam zredukować bieg na nizszy zeby bylo większe przyspieszenie. Nie zrobilam tego. Zrobilam to wszystko lekkomyślnie. Do cholery jasnej co mnie tknęlo, nie wiem. Doslownie,mialam przed oczyma normalnie film, ze to juz KONIEC. Cale szczescie ten z przeciwka mial pas awaryjny i mnie ominšł. Gdyby tego pasa nie bylo,to pewnie byla to by moja ostatnia notka. Poplakalam sie normalnie za kierwonica, tez huknelam na meza ze taka szyba i w ogole. Oliwka do tego marudzila ze chce wracac do domu. Dzieki Bogu nic nam sie nie stalo,ale jestem przekonana ze "Ktos" na gorze nad nami czuwa...to z pewnością moj kochany Tato!.

czwartek, 5 lutego 2009

Moje corka wyjezdza.

Jak zawsze na wstępie,dziekuje za wszystkie komentarze pod przedostatnią notką!
U nas jest juz zdecydowanie lepiej. Tak jak pisalam wczesniej, oczka zakraplamy nadal, do 10 dni. Wiec kropelki musza wylądowac koniecznie w trobie. No wlasnie. Pojutrze Oliwka wyjezdza. Leci z tatusiem do Dublina na 10 dni. Nie ukrywam ze chyba "oszaleje" bez niej. To będzie nasza pierwsza rozłąka od czasu kiedy Oliwka sie urodzila. Oczywiscie pomijam fakt, kiedy byla u babci na 1 gora 2 dni.Dzięki Bogu będe pracowac i przynajmniej czas mi bedzie szybko mijał.Mam taką nadzieje. W sobotę jadę ich zawieżć samochodem na lotnisko, chyba sie zapłaczę wracając do domu. Co prawda, z Oliwką bedę w stałym kontakcie,będziemy ze sobą rozmawiać poprzez videokonferencje na messengerze. Tylko obawiam sie tego,ze po paru dniach pobytu tam, kiedy Oliwka mnie zobaczy w monitorze, bedzie może płakać, ale jestem dobrej mysli, ze tak nie będzie. Tak sobie teraz mysle, ze dwu i półletnie moje dziecko juz poraz drugi przekroczy granice swojego kraju, i 4 raz bedzie lecieć samolotem....qrcze swiatowe te moje dziecko... :)
Jutro do pracy nie ide i cale szczescie, będziemy sie powoli pakowac,a tym samym przedluze sobie weekend, co prawda bedzie on pewnie taki cichy i smutny. Bede musiala sobie jakos czas zorganizować. Jedno co wiem, to w przyszlym tygodniu robie wyskok po pracy na Lodogryf pojezdzić sobie na łyżwach. Mam swoje figurowki,ktore zarosly pewnie kurzem i az sie prosza zeby je w koncu zalozyc na nozki i przypomniec sobie jazde tylem, bądz piruety,no bo przeciez kiedys to umialam i chyba umiem dalej :)
Tylko obym sie nie połamała tam... :) Pozdrawiam wszystkich Ineska