czwartek, 12 lutego 2009

Jazda na łyżwach zakonczyla sie zakwasami.


We wtorek wycišgnelam w koncu swoje zakurzone lyzwy. Wbilam sie w szok,jak zobaczylam ze ich rozmiar to 41. No nie powiem, ze mam Mamuske przyszłosciowa, bo przeciez ona mi je kupila 17 lat temu :) Jeszcze znalazłam w srodku w lyzwach wsadzona gazete z 1994roku. No parsnelam smiechem jak to zobaczylam,a najlepsze bylo,gdy wyciągnęłam "Przyjaciolke" kupioną bagatela za 6000zł.
A wypad na Lodogryf w najlepsze sie udał,pomimo tego sypiacego sniegu jaki nawiedzil nasze miasto. Łyżwy mialam naostrzone jak brzytwa. Idąc tam zastanawialam sie,czy ja przypadkiem nie zapomnialam na nich jezdzic. I okazało sie że nie. Teraz wiem,ze to jest jak z nauka jazdy na rowerze, nigdy sie tego nie zapomina :)
W każdym razie mam takie zakwasy na udach, że  nie mogę się chodzić.Pomocy! Ale warto było,rozruszlam przynajmniej swoje cielsko, ktore przez 8h spoczywa na 4 literach :) pozdrawiam
p.s a tak na marginesie, fajnie ze jutro juz weekend :)     
    

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz